poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział II

Jak co rano, wstało Słońce.
Jak co rano, zapiały koguty zwiastując przyjście nowego dnia.
Jak również co rano, ludzie pospiesznie wstawali, by zdąrzyć do pracy czy szkoły.

Jak co rano.

Uchicha budził się z kaca.


Przez koguty. Cholerne koguty.


„Zabiję tą Karin.”

Po raz n-ty żałował że zgodził się na mieszkanie niedaleko  posiadłości Uzumakich. Choć to w sumie nieprawda. To oni wybudowali się zaraz koło pozostałości z dawnego osiedla Uchicha. Cholerny Naruto i cholerne skrzeczące pierzaste potwory...




Nagle dobiegł do jego uszu głos, który normalnie interpretował jako całkiem miły. No ale. Teraz nawet szelest ocierającej skóry o poduszkę był bolesny.
Masakra.
Powoli otworzył do połowy jedną powiekę. Potem (jeszcze wolniej) oparł się na łokciach. Znów otworzył powiekę, tym razem drugą, bo pierwsza nie wiedzieć czemu samoistnie się zamknęła.
I tak o to do połowy otwartym oku ukazała się najpiękniejsza rzecz jaką teraz mógł sobie wyobrazić. A właściwie dwie najpiękniejsze rzeczy.
Tabletka na kaca i woda.

Tylko kto do cholery trzymał w rękach te błyski ludzkiego geniuszu?
Popatrzył w górę.
No tak.
Któż by inny?
Już miał walczyć o skarby w jej dłoni, gdy niepostrzeżenie podała mu je. Tak po prostu.
Na jego twarzy wyrysowało się wielkie zdziwienie. Swoją drogą zawsze się dziwił. Dlaczego ona tu jest... dlaczego daje mu owe skarby zamiast o nie walczyć...  
Rozumiał dopiero po jakiś 15 minutach od zażycia. Tyle że zawsze zapominał,  gdy cała sytuacja się powtarzała.

Bez dalszego namyślania się łyknął szybko tabletkę i popił życiodajną substancją. Po tej czynności nagle wzięła mu szklankę z ręki doprowadzając go do poziomu wysokiej frustracji. Nawet się nie spytała!

- Idź weź prysznic- powiedziała miękkim, acz stanowczym głosem Sakura ,jakby w ogóle nie odczuwając spojrzenia pełnego wyrzutu skierowanego w jej stronę.

Oooo tak. Prysznic zbawienny... jak by chciał już pod nim być...  Ale tam trzeba dojść. A to stanowczo za duży wysiłek.
-Nigdzie nie idę – odparł ochrypłym głosem zakrywając się poduszkami. Wiedział że długo tymi poduszkami się nie wybroni.

- Albo natychmiast idziesz do łazienki, albo uleczymy cię kuracją wstrząseniową – odparła różowo-włosa poprawiając przy tym rękawiczki.
Tak bardzo nie chciał usłyszeć satysfakcji w jej głosie...

Cholerna jędza. Tylko czemu za pół godziny będzie jej bardzo wdzięczny?


Szczerze to Sakura była jedyną osobą dla niego życzliwą. Nie wliczając Naruto. Ale Naruto to Naruto.
Można jeszcze zaliczyć Shikamaru.  Niee on to raczej jakiś super życzliwy nie był, ale go rozumiał. Zresztą spotykali się tylko w barze, więc można powiedzieć że to kumpel od browara.

Wracając do Sakury, to był od niej uzależniony. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Choć zdał sobie z tego sprawę bardzo niedawno i jeszcze bardziej niechętnie.


Od czasu zakończenia wojny, Sasuke tak naprawdę rzadko widziano w wiosce. Szczególnie gdy Uzumaki zniknął. Gdy chciałby podliczyć ile czasu przez te półtora roku przebywał w granicach Konohy ,było by to jakieś dwa do trzech miesięcy. Stawało się tak gdyż dosyć często po zakończonej misji nie wracał do wioski ,tylko wysyłał przyzwanego orła by dostarczył raport do Liścia i powrócił z nagrodą oraz następnym zleceniem. Ów zlecenia natomiast, zawsze wybierał najtrudniejsze i najbardziej czasochłonne.
Kiedy jednak postanawiał wracać, pojawiał się najczęściej na dwa – trzy dni, podczas których kierował swe kroki do szpitala (bynajmniej nie po to by go uleczono, a raczej by wyciągnąć stamtąd różowowłosą przyjaciółkę na sake). Nikt jednak nie uważał że Sakura i Sasuke są razem. Podczas ich spotkań głównie opowiadał swoje przygody i zalewał się w trupa. A ona go odprowadzała. Sam twierdził że dawno przeszło jej to całe zakochanie i przestała go traktować poważnie. Twierdził tak bo nadal mógł mieć praktycznie każdą co było bardzo uciążliwe. Sakura jednak w ogóle nie reagowała tak jak kiedyś.
Oprócz spotkań z przyjaciółką chodził do knajpy... ( Czytelnik wie jak się kończyła taka podróż)


Siedział teraz świeżo wykąpany przy kuchennym stole i razem z nią pałaszował bardzo smaczny posiłek, zrobiony przez mamę Sakury.

-Podziękuj za te kanapki. Są świetne. - Powiedział z pełną buzią Sasuke.

-Jak zawsze! - odparła z uśmiechem Sakura.

-No.... to powiedz mi w końcu. Jak to się stało, że obudziłem się w swoim domu, w ciepłym łóżku?

-Tak jak by dumny przedstawiciel swojego klanu nie znał odpowiedzi. - powiedziała złośliwie sanninka.

Sasuke uśmiechnął się pod nosem. No tak. Haruno i to jej droczenie się.
- Dzięki Sakura.- rzekł w końcu nie mając ochoty na żadną grę słowną - Swoją drogą... Shikamaru też odnosiłaś do domu?

-Hahaha nie nie... Ten akurat jakimś cudem sam wstał i tam poszedł!

-Nie odprowadziłaś go?!

- No przecież mówię.

-Kobieto... on teraz leży gdzieś w rowie...  mogę iść o zakład że nie doszedł do łóżka.

-A myślisz że chciał tam dojść? Pewnie znalazł sobie jakąś przytulną ławkę. To przecież
Shi ka ma ru. Jest zbyt inteligentny by pokazać się w takim stanie matce.

-Co racja to racja... - Uchicha aż wzdrygnął się na myśl o tej rygorystycznej kobiecie.

Pamiętał jak raz Nara zaprosił go na partyjkę w shougi. Gra była przednia i całkiem długa choć i tak ją w końcu przegrał. Ważniejsze było jednak to, że ową partyjkę rozegrali w towarzystwie całkiem dobrze zmrożonej butelki sake. Wszystko niby by było dobrze, gdyby posiadacz sharingana po rozegranej grze nie wyjął zza pazuchy następnej butelki. Wysoko procentowej - trzeba zaznaczyć.
Zagraniczny towar. Wódka? Tak to się chyba nazywało. Prezent od klienta z ostatniej misji...

- Dzięki stary ale nie powinienem... - powiedział Shikamaru z niechęcią.

- Aaaaa pitolisz.... Daj spoookój... To tylko jedna butelka...Na dwóch rozumisz... Jakaś słaba... zagraniczna..

Uchicha przeklinał siebie za to że nie docenił trunku i z zaciekłością namawiał wtedy gospodarza. Zresztą Nara nigdy by się nie zgodził gdyby nie to, że był już podpity... i oczywiście gdyby nie był to dzień zakończenia negocjacji i wyjazdu ambasadorów z Suny.
Koniec końców. Gdy pani Nara wróciła do domu i zobaczyła ich całkowicie schlanych i leżących koło stołu, wpadła w istny szał. Sasuke pamiętał jak wręcz wykopała go z posiadłości wyzywając od zdemoralizowanych pijaków. Tyle że Shikamaru miał duuużo gorzej...

- Przez parę dni się nie pojawię – powiedziała Sakura wyrywając Uchichę z rozmyślań

-Misja? -spytał z niechęcią Sasuke

-Tak. I chyba to gruba sprawa. W końcu idzie ze mną Hinata i TenTen.

-Oooo to rzeczywiście naprawdę gruba sprawa. Jedna sanninka i dwie jounninki okryte sławą... no no...  Kakashi musi być zdesperowany.

-Tak. Nawet bardzo.- Haruno westchnęła ze zrezygnowaniem - Powiem jedno. Dość paskudna to misja. Bo to śledztwo. W dodatku cholernie duże śledztwo.

-Czyli potrzebna znawczyni medycyny, mistrzyni broni i najlepsza tropicielka...

-..właśnie. - dokończyła różowo-włosa. - Chętnie opowiem Ci o wszystkim jak wrócę -dodała.

-Ile cię nie będzie?

-Parę dni... najwyżej tydzień. Wątpię jednak byśmy coś znaleźli. Wyruszamy za... -tutaj Sakura zerknęła na zegar ścienny – dwadzieścia minut. Aaaa i bym zapomniała. Podobno Naruto był widziany gdzieś w Kraju Wiatru, więc niedługo powinien tu być prawda?

- O ile wraca.

-Oj nie bądź takim pesymistą! - krzyknęła niby to rozdrażniona Sakura. - No nic. Ja muszę się zbierać, bo się spóźnię. Trzymaj się jakoś i nie pij tak dużo to jak wrócę, to postawię ci sake. -dodała z uśmiechem, po czy wstała, pocałowała Sasukę w policzek i wyszła z posiadłości. 




*

Pierwszy błysk rozdarł niebo lekko go oślepiając, a wielkie krople wraz z porywistym wiatrem na dobre rozpoczęły swój szaleńczy atak na jego płaszcz.


Zaklnął pod nosem po czym przestał biec. Myślał że zdąży przed nadejściem burzy, ale w swych kalkulacjach przeliczył się o cały kilometr od celu. Tak naprawdę nie był w nich dobry. Powodem jego złego humoru było raczej to, że przez ową pomyłkę przegrał zakład ze swym niewidzialnym towarzyszem podróży.
„Ale staruch będzie miał satysfakcję”


Po pięciu minutach lekkiego biegu, w końcu dotarł do knajpy znajdującej się w małej ponurej i brudnej wiosce.
Przynajmniej taką mu się zdawała przy szalejących piorunach i huraganie.
Szybko otworzył drzwi i wszedł do środka. Nagle jego małżowiny zaatakowała fala donośnych dźwięków.
Odruchowo zasłonił wrażliwe uszy i przebiegł wzrokiem pomieszczenie.
Knajpa tętniła życiem.
W pomieszczeniu zebrało się dobre sześćdziesiąt osób i panował spory ścisk.
Krzywiąc się pod naporem fali dźwięków, przybysz powoli przecisnął się przez tłum, aż do szynkwasu. Chciał porozmawiać ze stojącą za nim kobietą, była jednak tak zajęta, że minęło pięć minut nim spojrzała na niego.
                    W czym mogę służyć? - do jej spoconej twarzy lepiły się kosmyki włosów.
                    Macie może do wynajęcia pokój albo jakiś kąt, w którym mógłbym spędzić noc?
                    Nie wiem. To z panią domu o tym. Niedługo zejdzie. - odparła barmanka i machnęła ręką w stronę schodów.
                    W takim razie poproszę sake.
                    Już podaję.

Przybysz kiwnął głową dziękując za postawioną przed nim butelkę i oparł się o szynkwas przyglądając się ludziom w sali. Stanowili dziwną zbieraninę. Około połowy uznał za wieśniaków, którzy przyszli napić się po ciężkim dniu. Resztę stanowiły pełne rodziny, które przyszły przeczekać burzę zjadając ciepły posiłek i słuchając podróżnych bardów. Ostatnią i najmniejszą grupę klientów gospody stanowili strażnicy wioski w tym dwóch czy trzech shinobi.
I właśnie ta część zachowywała się najgłośniej ze wszystkich, śmiali się, krzyczeli, pijąc na umór piwo wraz z wieśniakami i obmacując każdą dziewkę dość nierozsądną, by się do nich zbliżyć.

Przez krótką chwilę tłum rozstąpił się lekko i przybysz ujrzał po drugiej stronie knajpy zakapturzoną postać wprost skierowaną do niego. Spod kaptura dojrzał jeszcze uśmiech gdy tłum znów zasłonił widok.
Już odwrócił się z zamiarem zignorowania tajemniczej osoby gdy zauważył że na miejscu butelki z zamówionym alkoholem znajduje się namoknięty piasek. Znów spojrzał w kierunku zakapturzonej postaci i zdąrzył pochwycić wzrokiem płaszcz znikający za framugą drzwi prowadzących do jednego z licznych pokoi.

Westchnął wiedząc że powinien tam iść, inaczej nieznajomy nie da mu spokoju. Wiedział że jeśli to pułapka – to bardzo głupia zważywszy, że potencjalni zamachowcy muszą wiedzieć kogo ścigają a więc znają choć część umiejętności ofiary.  Po za tym było to miejsce publiczne, a więc najgorsza z możliwych miejsc. Dużo lepiej byłoby go zaskoczyć na trasie gdzie znużony nie przykładał uwagi do otoczenia niż tutaj alarmując go jeszcze by nabrał podejrzliwości. Mimo to gdy przedzierał się przez tłum zebrał w sobie czakrę  uważając jednak, by obecni w pomieszczeniu ninja nie wyczuli zbieranej energii, choć nie wyglądali na wysokich rangą i wątpił czy w tym stanie mogliby cokolwiek wyczuć.  

W końcu dotarł do pokoju i ze wstrzymanym oddechem lekko pchnął drzwi.
W pomieszczeniu panował półmrok, gdyż jedynym źródłem światła było to dobiegające z holu. Podłoga była pokryta starym i trochę spróchniałym drewnem. Wyposażenie pokoju było ubogie. Po lewej stronie stało łóżko a po prawej stolik z dwoma krzesłami. Jedno z krzeseł zajął owy zakapturzony nieznajomy, który widząc  gościa powoli zdjął kaptur odsłaniając krótkie ciemno-czerwone włosy oraz młodą jakby chłopięcą ale poważną twarz i zapalając lampkę umiejscowioną na stoliku.
Przybysz zamknął za sobą drzwi.

- Witaj Naruto – rzekł spokojnym głosem Kazekage.


*


Słońce chyliło się ku zachodowi. Stojący przed nimi shinobi ukłonił się nisko. Miał około trzydzieści- czterdzieści lat. Na jego twarzy widać było niemałe zmęczenie. Oczy na wpół przymknięte, niechlujny zarost i głębokie cienie pod powiekami były w promieniach słońca wpadającego do pomieszczenia bardzo dobrze widoczne. Sakura przekonała się jednak że nie odbiło się to na jego dyscyplinie. Zaraz po przybyciu trzech sanninek do miasta portowego Suikazan -bo tak przedstawił się owy shinobi - pojawił się oznajmując że oczekiwał na ich przybycie, a także przekazując by od razu skierowali się do koszar. Jak się okazało był to dowódca stacjonującego tu oddziału i już podczas podróży wyjaśniał jak bardzo sytuacja jest złożona. Po przybyciu do posterunku uprzejmie spytał czy ma poczekać ze szczegółowym raportem do czasu aż kobiety odpoczną po podróży. Gdy spotkał się z odmową od razu przekazał bardzo dokładną analizę sytuacji.

-Jak już mówiłem, od około dwóch tygodni zaczeli znikać cywile. Dokładnie pięciu. Na początku zakładaliśmy że może chodzić o okup czy też może Ci ludzie narazili się na mafię która tutaj grasuje...

-grasuje? - przerwała gniewnie Sakura

-Źle to ująłem... - mężczyzna chrząknął. Nawet jeśli uraziło go pouczenie przez bądź co bądź - nastolatkę, to nie dał tego po sobie poznać. - Mafia o której mówię nazywa się Świecący Liść.

- Słyszałam o niej – mruknęła Tenten.
- Nic dziwnego. - rzekł zerkając na nią. - Przed wojną mafia ta była cierniem u poku kraju Ognia. Przynajmniej jedna piąta tego miasta i parę wysoko postawionych urzędników należało do niej. Jednak teraz stali się niczym więcej jak małą grupką bandziorów. Ich działalność ogranicza się do biurokracji małych firm. Nic więcej.
- Jak to możliwe? - spytała różowowłosa. - Rozumiem że po wojnie ludzie poczuli jej skutki i to ich na pewno zjednoczyło. Ale żeby największy gang w mieście nagle przestał istnieć?
- Masz rację. - przytaknął Suikazan. - Mieliśmy po prostu szczęście. Widać Świecący Liść zadarł z niewłaściwą osobą... W każdym razie oko rok temu pewnego ranka dostaliśmy telefon z cynkiem o lokalizacji ich głównej kwatery. Nie mieliśmy zbytnio wielkich nadziei. W końcu mógł być to tylko podstęp by zająć czymś tutejszą straż i jednocześnie wykonać jakiś skok. Dlatego też wysłałem dziesięciu ludzi. - dowódca przerwał ciężko kaszląc. Zrobił parę głębokich oddechów i mówił dalej- Zastali tam około dwudziestu  spętanych, sparaliżowanych bądź nieprzytomnych ludzi. Większość z nich znaliśmy. - mężczyzna lekko się uśmiechnął. - Tamtego dnia wkopaliśmy wiele grubych szych... Ale to nie koniec. Znaleźliśmy też dokumenty wsadziliśmy wielu urzędników, zablokowaliśmy dostawy broni i pieniędzy.
- Wiecie kto mógł wam pomóc?
- Złapani członkowie mafii opowiadali bardzo dziwne i nieprawdopodobne rzeczy. Większość z nich mówiła o dymie i żółtych błyskach.
- Naruto... - szepnęła sanninka.
- Możliwe. - znów przytaknął mężczyzna. - By nie wywoływać bezsensownych plotek, ta informacja została utajniona. Jesteście pierwsze którym Hokage pozwolił na ujawnienie.
- W każdym razie teraz ten cały Świecący Liść się mści. - oznajmiła Sakura szybko otrząsając się z rozmyślań.
- Wątpię czy za tamto. - odparł Suikazan. -  W końcu my tylko wtedy posprzątaliśmy kogoś dobrą robotę. Mogą się mścić raczej za naszą akcję która miała miejsce trzy miesiące temu. Udało nam się wtedy zlokalizować ich drugą bazę. Byli zaskakująco dobrze uzbrojeni. Mimo to akcja się udała. Żadnych rannych. - mężczyzna westchnął – Wytropiliśmy prawie wszystkich. Ci co zdołali uciec to opuścili miasto. Przez te całe trzy miesiące było o nich cicho.
- Aż do teraz- powiedziała Tenten.
- W sumie do niedawna nic na to nie wskazywało – odparł Suikazan. - Widzicie, to z czym mamy teraz do czynienia to morderstwa najgorszego kalibru. Lśniący Liść nigdy tak nie działał. Wspomnieni prze ze mnie na początku porwani cywile... Wszyscy zabici w ten sam sposób.  Ledwo ich zidentyfikowaliśmy. Wszędzie tak samo. Górna część ciała rozszarpana tak jakby do ust wkładali im wybuchową notkę. To co z nich zostaje – czyli najczęściej od pępka w dół – jest pokryte milionem małych fioletowych żyłek... Wszystkie trucizny które powodują podobny efekt wywołują całkowicie inne zniszczenia wewnętrzne. Zemsta i to tak nie pasująca do tej mafii... to marne podejrzenia. Wiem o tym. Mimo że jeden z nieboszczyków to właściciel małej firmy który płacił haracz Świecącemu Liściowi... Jednak inni... to zwykli obywatele nic nikomu nie winni... Dlatego pomysł z mafią wydawał nam się mało prawdopodobny.
-Wydawał? - spytała Hinata która do tej pory tylko słuchała zgromadzonych.
- Tak... Jak wiecie pięć dni temu znaleziono trójkę naszych. Dwoje z nich spotkał taki sam los jak cywili... natomiast trzeci był w cieżkim stanie. Od razu odesłaliśmy go do Konohy a co się zanim działo tam to już wiecie.
- A gdzie tu wina Świecącego Liścia? – kontynuowała pytania Hinata
- w kieszeniach spodni wszystkich trzech znaleźliśmy kartki z symbolem tej mafii.
Dziewczyny zerknęły na siebie.
- Wiem że dowiedziałyście się czegoś od tego trzeciego zanim zginął na sali operacyjnej... Dlatego błagam was. To byli moi najlepsi ludzie. Wszystkich bardzo dobrze znałem. Dopuśćcie mnie do tych informacji. Pomogę jak tylko będe mógł. Dranie muszą zapłacić...
- Dziękujemy za szczegółowy raport Suikazanie – przerwała mu łagodnie Sakura. - Widać że ciężko pracowałeś więc odpocznij jak tylko zdołasz. Zastanowimy się nad twoją propozycją i jutro dostaniesz odpowiedź.

-Dziękuje sanninko – odparł ochryple, po czym ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia.

Sakura wiedziała że w całej sprawie to nie skuteczność miejscowego dowódcy zawiodła i że nie będzie miała problemu by w każdej chwili dostać tu profesjonalne wsparcie.
To jednak nie uspokoiło sanninki.
„A więc to ciebie chcą tu zwabić Naruto...”
Przypomniała sobie co obłąkany pacjent powiedział zaraz przed śmiercią po czym zadrżała.
„W co ty się wplątałeś Naruto?” Westchnęła głośno.  No cóż. Raczej nie uda jej się załatwić całej sprawy w parę dni jak zamierzała na początku. Popatrzyła na przyjaciółki. Zobaczyła w ich oczach to samo zmęczenie i niechęć jakie sama odczuwała. Wiedziała jednak że każda da z siebie maksimum chęci i możliwości jeśli zajdzie taka potrzeba. Uśmiechnęła się do nich blado i powiedziała, że intensywne śledztwo zacznie się jutro, po czym szybko wzieła ręcznik i wbiegła do łazienki nim dziewczyny zdąrzyły zaprotestować przeciwko tak nieczystemu zagraniu.


*


Gaaara! Hahaha! Witaj! - wykrzyknął zdziwiony ale też i szczęśliwy Naruto.
-Naruto. -powiedział uśmiechnięty Gaara po czym wstał i uściskał przyjaciela.- trochę minęło.
-Aaaa masz rację, maaasz rację... - przytaknął blondyn jednocześnie przyjmując od Kazekage szklankę z trunkiem. - ile to już? Półtora roku?

- Od czasu jak zniknąłeś, owszem. Ale jak się widzieliśmy ostatnio to prawie dwa lata...
- Rzeczywiście... rzeczywiście... - ponownie przytaknął Uzumaki po czym wypił zawartość szklanki. - A po co te podchody ze skradaniem? - zaśmiał się -W sumie nie znam ostatnich nowości ale chyba na mnie nie polują co?
- Niee raczej nie... może parę gangów. - Czerwonowłosy chłopak znów usłyszał gromki śmiech przyjaciela. - Ale jesteśmy na moich ziemiach dla twojego przypomnienia. A czy ludzie w zwykłej knajpie przeszliby obojętnie koło swojego dowódcy?
- Niby racja.
- A poza tym nikt nie wie że tu jestem.
- Nikt? Nie ma tu twojego rodzeństwa?
-Nie. Ale są całkiem niedaleko. Pewnie przekraczają teraz granicę z krajem Ognia. - Gaara widząc pytający wzrok przyjaciela odpowiedział zanim padło pytanie. - raport dla Hokage.
- Jakiś ważny skoro oni go dostarczają.
- Nawet bardzo.
- A ty? W końcu skoro postanowiłeś mnie odnaleźć, to masz poważny powód.
-Nie mylisz się. - Gaara spoważniał. - Naruto... Gdzie się powiedziałeś przez tyle czasu?
-Trenowałem...
-Obaj wiemy że nie tylko. Powiesz mi?
Widzą z jaką powagą przyjaciel zadaje to pytanie Naruto westchnął....
-To nie takie proste. Nie mogę ci powiedzieć... Nie teraz. Naprawdę bardzo bym chciał ale nie mogę.
- Ufam ci Naruto... - powiedział głośniej niż wcześniej Gaara. - Ufam jak nikomu innemu. I tym razem ci zaufam. Choć może zmienisz zdanie gdy dowiesz się paru rzeczy, bo mam przeczucie że jesteś wmieszany w mój problem.
- jaki problem? - Spytał z niepokojem blondyn.
Teraz to Gaara westchnął.
- Co wiesz o Wrotach Baldura?

niedziela, 19 października 2014

Rozdział I


        Minęły dwa lata od pamiętnej wojny i półtorej roku od kiedy to Fukasaku-san zabrał go na trening na górę Myoboku. Na początku był temu przeciwny- nie chciał zostawiać trudnej sytuacji Kakashiemu, babci Tsunade i innym, jednakże taki rozkaz wydał Wielki Ropuszy Mędrzec argumentując ów rozkaz wizją, jaka została mu objawiona.

 Tak oto Naruto doszlifowywał swoje umiejętności, poznawał nowe techniki,  medytował i... podróżował, wypełniając w części tym samym ową przepowiednię.


Wieczorne słońce unoszące się nad Konohą nadawało jej wręcz baśniowego uroku którego nie powstydziłby się żaden poeta, powodując równocześnie że pojedynczy mieszkańcy zatrzymywali się na ulicach, by choć na chwilę uchwycić to niezwykłe zjawisko.
Dar natury jednak w żadnym wypadku nie dostrzegał pewien młody mężczyzna, który idąc spokojnym, acz żwawym krokiem wydawał się być w stanie głębokiego zamyślenia.

Jednak jego stan był zgoła odmienny i wiedział o tym prawie każdy mieszkaniec wioski.

Starał się on po prostu nie myśleć. 
Lub myśleć jak najmniej.

Wiadomy był również cel do którego teraz zmierzał. Bo gdzież by mógł iść po złożonym raporcie u Hokage jak nie do knajpy?
A po co?

To jeszcze prostsze.

Upić i zapomnieć. Byle do następnej misji.

Idąc tak wiedział dobrze że długo z takim przepisem na życie nie pociągnie. I  choć sam sobie zaprzeczał to i tak zawsze kończył w tym samym miejscu. I tak od ponad roku. Tym razem jednak miał całkiem niezłą wymówkę.

Podobno młotek wraca.

Tak oto przekonywując sam siebie doszedł wreszcie do wyznaczonego celu i będąc już w środku zasiadł za ladą prosząc jednocześnie barmana o jedną setkę.

- Dwie - dodał ktoś obok. - Witaj Sasuke

Za nim brunet zobaczył nieproszonego towarzysza broni, poczuł w nozdrzach zapach jak dobrze znanych mu papierosów.

-Shikamaru- przywitał sie Sasuke kiwając głową. - Mimo wszystko nie spodziewałem się Ciebie tutaj..

- A to czemu? - odparł Nara - zawsze się tu spotykamy.

-Bo miałeś mieć kurwa misje. Miesięczną.

- Misja odwołana. Jutro mają zjawić się przedstawiciele Suny. - twarz Shikamaru lekko spochmurniała czego nie uszło uwadze Sasuke.

No tak teraz wszystko jasne - pomyślał Uchicha. - skoro przedstawiciele Suny się pojawią to i ona też. O ile pamiętał, to od zakończenia wojny Shikamaru oraz owa blondynka z Wioski Piasku zaczęli sie spotykać. A z racji tego że oboje stali się ambasadorami wiosek, okazje do spotkania natrafiały się dość często. Sasuke nie wiedział czy zbliżyło ich cierpienie i smutek po stracie bliskich osób, czy po prostu samotność i próba ucieczki od codziennej rutyny i rzeczywistości.
Tak czy owak przerodziło się to w ukryty związek, który powoli zaczął wyniszczać Shikamaru.

Działała na niego jak narkotyk. Gdy mogli się spotkać wracało do niego życie, jednak gdy tylko oddalali się od siebie sytuacja diametralnie się odwracała. Stawał się pochmurny, ciągle zmęczony, z cieniem pod oczami. Z tego też powodu popadł w nałóg palenia papierosów i...  picia.

- Aha. Ta cała Temari cie wyniszcza Nara. Zrób w końcu z tym coś.

-Wiesz że to nie możliwe. Dobrze zdajesz sobie sprawę kim ona jest dla Suny a kim ja dla Konohy i jakie trudne mamy teraz czasy. Zresztą nawet jeśli to nie takie proste...
Może kiedyś zrozumiesz.

A co ja tu mam rozumieć Shikamaru? - pomyślał brunet- sam nawet nie wiesz na czym stoisz. Tą "miłość" można równie dobrze interpretować jako chęć bzykania całkiem atrakcyjnej blondynki gdy tylko ta jest w zasięgu,  a gdy jej nie ma, popadanie w depresje bo sexu nie ma.
Zresztą co to jest ta niby miłość?
Jebane ograniczenie które nakłada ci kobieta wmawiając że bez niej nie możesz żyć. Sentymentalne bzdury. - Zamiast wygłaszania swoich mysli wiedząc ,że i tak nie znajdą posłuchu , posiadacz sharingana wypowiedział jedno proste zdanie.
- Koniec końców i tak przyszliśmy się napierdolić, także zdrowie.-rzekł, jednocześnie unosząc przyniesiony przed chwilą kieliszek.

- Zdrowie - zawtórował Shikamaru.- Barman jeszcze raz to samo. - dodał po chwili

- A ty? masz chociaż jakiś wymyślony powód dla którego dzisiaj się schlejesz?

- Słyszałem że młotek wraca -odparł Sasuke wzruszając ramionami.

-Aaa tak. Naruto. Rzeczywiście. No to nie powiem powód poważny.
Nara powoli wyciągnął paczkę i zapalił kolejnego papierosa.
.
- I pomyśleć że teraz potrzebujemy najbardziej tego skurwysyna.- kontynuował Sasuke, puszczając tym samym kąśliwą uwagę kolegi mimo uszu.

- Też nie mogę w to uwierzyć - Kiwnął głową Nara.
Po chwili jego wzrok znów dojrzał coś niebywale fascynującego w ponownie zapełnionym kieliszku. - Napijmy sie.

-Napijmy się - zgodził się Uchicha.

_ _ _ _ _ _


- Sakura-san! Sakura-san!

Różowo-włosa sanninka szybko odwróciła się w stronę nadbiegającej kunoichi.

- Pilne wezwanie do szpitala! Mamy ciężko rannego!

-Hai - potwierdziła tylko i od razu ruszyła do miejsca swojej pracy.

Okazało się, że ranny to jeden z shinobi'ch którzy byli oddelegowani do czuwania nad miastem portowym, gdzie został w tajemniczy sposób napadnięty podczas nocnego patrolu.
Ponieważ tamtejsi medycy nie potrafili poradzić sobie z dziwnymi rodzajami obrażeń jakie doświadczył, kierowani również stabilnym stanem zdrowia, zdecydowali się na przeniesienie rannego do Konohy.
Tyle że zaraz po przekroczeniu bram miasta jego stan się pogorszył.
Stąd właśnie to nagłe wezwanie.

- Co z nim? -spytała będąca już w szpitalu Sakura zakładając równocześnie fatuch operacyjny, oraz rękawice.

-Cały się trzęsie. Otwarły się też jego rany. Są nienaturalnie gorące. Zatrzymałam krwotok - zameldowała Sachi- młoda, aczkolwiek bardzo zdolna i zarazem jedyna asystentka Sakury.
Sanninka cieszyła się że to właśnie Sachi przypadło zajęcie się rannym, ponieważ podchodziła do tej pracy najbardziej profesjonalnie. Posiadała także wysoko rozwinięte sztuki medycznych ninja. Nigdy też nie narzekała i była sumienna. - wydaje mi się jednak że nie na długo. - kontynułowała - to raczej jakaś skomplikowana trucizna. Nigdy czegoś takiego nie widziałam

- Pobrałaś próbkę krwi?

- Tak. Analizują w dziewiątce

-Dobrze.- Kunoichi podeszła do pacjęta i uważnie obejrzała ciało. Mimo doświadczanie nie mogła oprzeć się ochoty przymknięcia powiek z obrzydzenia. Rany wyglądały na wyjątkowo brutalne. 
Po otrząśnięciu się wykonała serię skomplikowanych pieczęci, po czym zaczęła wydawać polecenia asystentce.


Walczyły tak ponad godzinę. Wreszcie Sakura usiadła na krześle obok i otarła czoło ze zmęczenia.

-Drgawki są małe, oddech spokojniejszy, a rany przestały się otwierać. Najpewniej silnie spowolniliśmy tą truciznę... Jednak co innego mnie niepokoi.

-Co takiego Sakura-sama?

-Nie wyczułam we krwi obcych ciał. A jednak... nie jest ona taka jaka być powinna. Rozważałam jakiś rodzaj genjutsu... Hipnoza, zauroczenie, grzebanie w zmysłach... i też niby nic, ale nie do końca. Tyle że objawy są typowe dla dla długotrwałej i mającej zadać długi ból truciźnie tak, by każdy widział.

-Też to wyczułam, jednak usprawiedliwiłam to brakiem doświadczenia. - potwierdziła Sachi.

-I te rany... nie są normalne. Dlaczego taki wzór? Po co miałby ktoś zadać sobie tyle trudu? - Sakura znów spojrzała na pokaleczone ciało.
Z tego co wywnioskowała, napastnik na początku oszołomił ofiarę, na co wskazywał paskudny krwiak zewnętrzny z tyłu głowy. Następnie jakimś chudym i gorącym ostrzem zadał głęboką ranę po lewej stronie podbrzusza, która była lekko przypalona. Także z tego miejsca biegła rana głęboka na 5 cm aż do prawego sutka. Koło niego pod tym samym kontem co długa rana biegły cztery małe cięcia zadane już bardziej tępą bronią. Ostatnią raną był wycięty kawałek skóry oraz żebra zaraz nad sercem który biegł do wcześniej opisanych 4 cięć.
Sakura znów przymknęła oczy.

-Może mamy do czynienia z jakimś fanatykiem. - stwierdziła Sachi

- Powiem Ci jedno. Ktoś się nieźle natrudził, by tego nieszczęśnika tak urządzić i nie zostać wykrytym.

Nagle drzwi otworzyły się, a do sali operacyjnej weszła czerwonowłosa Karin Uzumaki trzymająca w ręce teczkę.

-Sakura mam wyniki testów...

-Tak szybko? - przerwała jej zdziwiona medyczka.

-Tak.... Dzięki mojej pieczęci. I patrząc na wyniki nie wierzę własnym oczom... - powiedziała oddając teczkę z testami

-No mów! - pogoniła ją różowo-włosa otwierając już teczkę.

-Przetestowałam cztery próbki pobrane z tego samego miejsca... i.....
wyniki sie nie zgadzają.

Zszokowana Sakura zajrzała do dokumentu...

Rzeczywiście. 

Dwie próbki wskazywały na to że krew nie jest zatruta. Dwie pozostałe natomiast zawierały w sobie nieznane medyczce ciała obce. 

- to niemożliwe- powiedziała.

-mojej pieczęci nie da się oszukać- stwierdziła czerwonowłosa.



Nagle Karin poczuła, jak ktoś mocno łapie ją za nadgarstek. Gdy się obróciła, ujrzała patrzącego się na nią pacjęta. Jednak jego twarz się zmieniła. Z przerażeniem odkryła że cera zszarzała, a tęczówki przybrały kolor jaskrawej czerwieni.
Niespodziewanie z jego ust wydobył się nienaturalny głos.

-rodzie Uzzzumaki.... Balduran powraca.



______



-Że też zachciał ci się teraz trening... -brunetka z niechęcią skierowała wzrok na uśmiechniętą granatowłosą przyjaciółkę - przecież pobiłaś już Rocka.

-Przestań narzekać Tenten!!! Poczuj potęgę młodoaaałaaaaa.... - leżący na polu treningowym Rock Lee jęknął z bólu dotykając posiniaczoną klatkę piersiową.

-Pfff... Widać w jakim stanie jest ta twoja młodość – stwierdziła sfrustrowana kunoichi. Zaprawdę jej kolega z drużyny był wyjątkowym idiotą.

-Mówiłam ci żebyś nic nie mówił! - krzyknęła ze złością Hinata patrząc na leżącego kolegę. - Chcesz nabawić się czegoś poważnego?

-Przepraszam... - odparł Lee wyglądając przy tym jak dziecko, które wzięło bez pytania lizaka. - Nie mogłem się powstrzymaaaa.... - znów jęknął tym razem łapiąc się za nogę.

-Dlaczego mi nie powiedziałeś, że po misji dasz sobie radę z treningiem Lee-san? - mimo złości wyraz twarzy Hinaty pokazywał troskę o przyjaciela.

-Bo myślałem...

-Bo jest tępy. - odpowiedziała za niego Tenten wzruszając ramionami. - Zoostaw go Hina. Skoro uleczyłaś mu najważniejsze kontuzje, to niech chociaż przez siniaki pocierpi za głupotę.

-Hai. - potwierdziła zrezygnowana Hyuga, po czym wraz z przyjaciółką odsunęła się od znokautowanego.


Kunoichi stanęły naprzeciw siebie wykonując znak świadczący o gotowości rozpoczęcia pojedynku

-Gotowa Teny?

-Dawaj!



Pierwszy ruch należał do mistrzyni broni białej, poprzez wyrzucenie w stronę przeciwniczki szybkich serii przyzwanych shurikenów, które Hinata zwinnie ominęła odpowiadając równocześnie paroma kunaiami. 
Tenten jednak nie przerwała morderczego ostrzału zwiększając i szybkość i ilość wyrzuconych pocisków. Liczyła na to, że zmęczy Hinatę, tym bardziej, że była świeżo po pojedynku z Lee.
Ta jednak bezbłędnie i z lekkością unikała śmiercionośne narzędzia.

Czas zwiększyć kaliber! - krzyknęła w myślach kunoichi. Pora zakończyć rozgrzewkę. Teraz zacznie się zabawa. W ułamku sekundy zamieniła zwoje przyzwania, jednak na to też czekała Hinata i jakby wyczuwając zamiary rywalki, niespodziewanie wystawiła prawą rękę krzycząc- Hakke Kūshō! ( Próżniowa dłoń!)

Potężna fala uderzeniowa ruszyła w stronę Tenten.
Widząc to dziewczyna wiedziała że ma ułamki sekundy na podjęcie decyzji. Pierwszy raz ujrzała tak potężne wykonanie próżniowej dłoni. Nawet u Nejiego. A więc dlatego tylko unikała ataki …Zbierała czakrę. - pomyślała. Ostatnie pociski lecące w stronę Hinaty odbijały się od fali jak krople deszczu od betonu. - Co zrobić?


Skok do tyłu odpadał, bo za plecami miała las i o ile uchroniła by się od ataku Hyugi, to ukształtowanie terenu diamentarnie zmniejszył by szanse na wygraną. Las to niezbyt miłe miejsce dla dystansowca. Zwłaszcza przeciwko członkini klanu posiadającego byakugana.

Dalej... Skok w bok! Niby dobry pomysł, ale zdawała sobie sprawę ,że po takim manewrze nie zdąży wyciągnąć zwojów dystansowych i znów przeprowadzić kontraatak. Co najwyżej przywoła kij bojowy, ale i tak doprowadzi to do bezpośredniego starcia, a tego chciała najbardziej uniknąć. Zbyt duże ryzyko.

A więc pozostaje skok w górę... i to w tym przypadku jak najwyższy. Odsłoni się – to prawda- ale przygotuje też zwoje, i znów zasypie gradem pocisków...
hmm... nie... to nie wypali.
Hyuga na pewno to przewidziała i ponowi swoją technikę dystansową. Wtedy na pewno będzie po niej.. W powietrzu nie ma możliwości manewru – a co za tym idze- żadnej drogi ucieczki... osłona też nie wypali... w powietrzu nie ma ona sensu, szczególnie przed tak silnym atakiem... Co by nie przyzwała i tak dostanie rykoszetem. Może i niewielkim, ale to wystarczy by Hinata ją dopadła...

Właśnie! Osłona! Po co skakać?

Jest szansa że zdąrzy... wyciąga zwój... fala uderzeniowa jest naprawdę blisko... 40 metrów... Zdąrzy! Musi zdąrzyć! Nogą rozwija zwój na ziemi, jednocześnie rękoma tworzy pieczęcie... 10 metrów...

- Kuchiyose no Jutsu! - Krzyknęła Tenten, jednocześnie uderzając zakrwawioną ręką o pieczęć na zwoju.


Huk było ogromny, jednak przyzwana brama dzielnie stawiła czoła fali uderzeniowej...
Przynajmniej tej pierwszej.

Gdy Tenten ciesząc się z odparcia silnego uderzenia zamierzała wstać w celu rozpoczęcia kontrataku, niespodziewanie druga fala uderzyła w zniszczoną bramę. Mimo iż była dużo słabsza od poprzedniej, wystarczyła by przebić się przez resztki osłony i położyć kunoichi na łopatki.
Mimo chwilowego oszołomienia jouninka wstała i szybko spojrzała na Hinatę. Ta natomiast nie tracąc czasu już biegła z zawrotną szybkością w stronę rywalki.

-30 metrów... Jednak nie zdążysz Hina - rzekła w myślach Tenten szacując odległość koleżanki od siebie, po czym przyzwała dwa duże ostrza- jeden widoczny, drugi w jego cieniu - które pomknęły od razu w stronę Hyugi. 
- Co zrobisz Hina?

Pierwsze ostrze Hinata ominęła oryginalnie - za pomocą ślizgu na kolanach. Ostrze dosłownie przeleciało parę centymetrów nad odchyloną do tyłu głową.

Drugie – niewidoczne ostrze - Hyuga minęła również w ostatniej chwili, wyskakując nad nim.
Czyli tak jak chciała Tenten.


-Złapałam cie – wyszeptała, i rzuciła w stronę lecącej ogromny shuriken. Atak ten miał na celu spowodować zatrzymanie się granatowłosej, co oczywiście dałoby szansę na przechylenie szali zwycięstwa na stronę Teny.

Wydawać by się mogło że Hinata na pewno użyje próżniowej dłoni by bezpiecznie wylądować i spróbować jeszcze dosięgnąć rywalkę.
Tej jednak niespodziewanie wokół rąk pojawiła się aura czakry w postaci niebieskich płomieni i jak gdyby nigdy nic złapała nadlatującą broń i jeszcze w powietrzu cisnęła ją w stronę Tenten.

Zszokowana brunetka w ostatniej chwili ominęła wysłany przez siebie shuriken i dobyła równocześnie jedną ze swoich ulubionych broni- Kusarigamę*.

Hyuga stanęła naprzeciw przyjaciółce i ustawiła się w pozycji bojowej. W odpowiedzi Tenten powoli zaczęła machać tą częścią broni na której znajdował się obciążnik.

-Słyszałaś że Naruto wraca?

-Ach.. więc jednak Teny musiała zapytać... po co prosiłam ją o trening?- pomyślała Hyuga, po czym odpowiedziała


-Wątpię. To tylko plotki. Niby czemu miałby teraz wrócić?

-A niby czemu nie?

-Teny... Jeżeli wróci to dobrze. Potrzebujemy go.

Tenten wypuściła z lewej ręki obciążnik celując w tors przeciwniczki. Broń jednak nie doleciała do celu zatrzymana przez boczne podbicie stylem miękkiej pięści. To nie wystarczyło by zatrzymać brunetkę która wykonała skok w przód zamachując się sierpem.
Znów nie trafiła, co było też jej zamiarem, gdyż od razu po nieudanym uderzeniu zarzuciła przymocowanym obciążnikiem w stronę robiącej unik przyjaciółki.
Wydawało się że Hyuga nie uniknie ciosu i zostanie unieruchomiona, jednak ta z niewyobrażalną prędkością obróciła się o 180 stopni i przerwała łańcuch łączący sierp z obciążnikiem, używając stylu swojego klanu.

-I tak miałam już wyrzucić tą broń- powiedziała Tenten widząc zniszczoną kusarigamę i po raz kolejny podziwiając umiejętności rywalki. - Swoją drogą. Nie tęsknisz za nim?

-Za kim?

-Za Naruto oczywiście!

-A kto za nim nie tęskni?

-Wiesz o czym mówię!

- Już o tym rozmawiałyśmy- powiedziała stanowczo Hinata – minęło sporo czasu. Tęsknie za nim tak samo jak ty.


Tenten z powątpiewaniem zerknęła na przyjaciółkę, ale nic powiedziała.
Pamiętała jak po wojnie bardzo się zaprzyjaźnili. I choć czasu mieli naprawdę niewiele, to Naruto gdy tylko mógł, spotykał się z granatowłosą. Z tego co wiedziała, to najczęściej razem trenowali, choć zdarzało się, że zabierał ją na spacer, czy też do swojej ulubinej knajpy Ichiraku Ramen.
Widziała ten szczery uśmiech Hinaty. Tak głęboka przyjaźń z Uzumakim była dla niej najlepszym lekarstwem na otrząśnięcie się po śmierci Nejiego. Wtedy szczerze Hinacie zazdrościła, że znalazła kogoś takiego, choć sama nie mogła narzekać- Lee robił wszystko by choć na chwilę ją rozweselić.

Wszystko było w porządku, aż pewnego dnia Naruto zniknął.
To, gdzie się udał, dowiedzieli się już od Kakashiego. Co było celem wyprawy, tego nawet Hatake nie wiedział.

Pamiętała jak Hinata to przeżyła.

Hyuga widząc jak jej przyjaciółka bije się z myślami postanowiła wyprzedzić niewypowiedziane i niewygodne pytania.

-Koniec tematu. Nie dokończyłyśmy treningu.

-I nie dokończycie.

Obie kunoichi obróciły się w stronę lasu skąd dobiegało źródło męskiego głosu.

- Choć oglądanie starcia jouninek okrytych sławą.... byłoby wspaniałym doświadczeniem. Mimo że nie walczą nawet na 50% - po tych słowach zza drzew wyłonił się Kakashi.

-Hokage-sama – powiedziały kunoichi jednocześnie się kłaniając.

-Cześć, cześć – odparł Hatake patrząc na podwładne znudzonym wzrokiem – Mam dla was zadanie...








________

Karin wrzasnęła ze strachu.

Po tym dziwnym i zarazem przerażającym oświadczeniu, pacjent zaczął rzucać się na wszystkie strony jeszcze mocniej ściskając rękę czerwonowłosej medyczce ninja. A z jego gardła wydobywał się piskliwy i coraz głośniejszy wrzask.

Różowo-włosa sanninka otrząsnęła się z szoku i natychmiast podbiegła do medyczki.

-Sakura zrób coś! - Próbując przekrzyczeć bolesny dla uszu dźwięk.

-Wytrzymaj! - wrzasnęła Sakura rękami tworząc znaki.




Ból był ogromny. Karin przestała już się wyrywać... paznokcie napastnika do połowy wbiły się w skórę... nie czuła zwykłego bólu. Wbite paznokcie piekły boleśnie, o wiele bardziej niż powinny.. powodowały też paraliż... nawet nie mogła ruszyć powieką...

Wrzask narastał, a głowa napastnika zaczeła poruszać z niewyobrażalną prędkością...

Sakura wreszcie dotknęła dłoń ściskającą ręke Karin, uwalniając przy tym spore ilości czakry, oraz uaktywniając technikę.
Dłoń na chwilę się poluzowała uścisk.. jednakże ułamek sekundy po wyciągnięciu ręki Uzumaki, znów zamknęła się z niewyobrażalną mocą...

Karin padła na ziemię z wyczerpania, łapiąc się za bolącą kończynę...


Wrzask niemiłosiernie ranił uszy...

A potem

czaszka wybuchła.



Wszystkie trzy medyczki wpatrywały się w resztki ciała, zszokowane tym co właśnie się stało.


Pierwsza zareagowała Karin, a raczej jej żołądek, który od razu zwrócił całą jego zawartość. Nawet nie zdążyła odejść tylko wszystko zwróciła koło łóżka pacjenta.

Po niej otrząsnęła się Sakura, która z trudem powstrzymała wymioty.
Zamknęła szybko oczy.
Wzięła parę głębokich wdechów
i otworzyła powieki.
Widząc napastnika, albo to co z niego zostało, miała wielką ochotę stąd uciec. Widziała jednak, że musi szybko przeanalizować sytuację.

-Karin musimy szybko się oczyścić...- zaczęła sanninka z trudem powstrzymując drżenie głosu – Potem zbadamy... - tutaj przez chwilę zawachała się nad użyciem dobrego słowa- … go.. póki ślady i narządy są świeże. Zawiadom sekcję badawczą.
Karin wstała i kiwnęła głową na potwierdzenie, jednak zaraz po tym zgięła się w pół i ponownie zwymiotowała.

-Sachi- sanninka przeniosła wzrok na asystentkę.- zawiadom Hokage o tym co widziałaś... Sachi! - krzyknęła widząc że medyczka nie odpowiada. Już miała krzyknąć ponownie, gdy dostrzegła w jej nieobecnym wzroku ogromny strach i szok, a także coś co nie potrafiła zinterpretować.

-Dobrze... doprowadź się do porządku. Za godzinę przed salą operacyjną. - powiedziała surowym głosem. - No idź, ja zawiadomię Hatake – dodała łagodniej.

Sachi nawet nie patrząc się na sanninkę kiwnęła nieznacznie głową i wyszła z sali.



_______



Słońce prażyło niemiłosiernie nie dając szans nawet najbardziej odpornym roślinom, by mogły przetrwać pośród wszechogarniającego piasku. Brak chociaż kropelki wody, oraz częste i bardzo niebezpieczne burze piaskowe powodowały, że nawet tubylcy nie zapuszczali się w tę część piaszczystej krainy.

Nie zdawała sobie jednak z tego sprawy pewna zakapturzona postać, która pomimo 60 stopni gorąca i wpadającego-we-wszystkie-zakamarki-ciała-piasku, szła żwawym krokiem przed siebie. Nie zauważyła ona również, że nieopodal niej na wzgórzu stoi dziwnie ubrany mężczyzna, który bacznie ją obserwował.

- W końcu wracasz przyjacielu – rzekł cicho obserwator.






//-----------------------------------------

* Podstawowa japońska broń, używana przez ninja. Z jednej strony znajduje się sierp, a z drugiej obciążnik- kula. Obie te części połączone są wytrzymałym łańcuchem, którego długość zależy od upodobań właściciela.

Od autora: Wreszcie skończyłem ;) Mam nadzieje że to bardzo straszne nudy nie są... Komentujcie i krytykujcie jak najwięcej! 










niedziela, 1 czerwca 2014

Prolog



Dochodziła godzina siódma rano. Kakashi siedział na jakże znienawidzonym przez niego fotelu i przecierał ze zmęczenia oczy. Wreszcie skończył przeglądanie dokumentów przysłanych przez rząd Sojuszu.
Teraz praktycznie każdy jego dzień tak wyglądał. Nie pamiętał już nawet kiedy ostatnio poszedł spać przed świtem. Jednak wiedział, że jego praca i poświęcany czas jest koniecznością, by w świecie shinobi nastał pokój i porządek.

To już pół roku?. Tak. Już pół roku mineło od zakończenia wojny. Shinobi powoli masując skronie próbował przypomnieć sobie jak wiele się wydarzyło przez ten czas.

Zaczynając od początku.
Tsunade oddała mu stołek Hokage z powodu jak to określiła "braku możliwości pełnienia dalej tej funkcji". Oczywiście jej słowa nie były bezpodstawne. Jeszcze do teraz nie wróciła do pełnej sprawności. O ile w ogóle kiedyś wróci. Oczywiście teraz pomagała mu jak mogła w nawale obowiązków.
Wiedział że miana Hokage miała przede wszystkim utwierdzić wszystkich że wioska jest nadal silna mimo wielu strat. I za tą decyzję ją szanował
Nie można było nie dostrzec, że na początku głównym kandydatem był Naruto, jednakże on stwierdził, że jeszcze nie nastał jego czas, zaskakując przy okazji wszystkich tym wyznaniem.

Co jeszcze się zmieniło...
Powstała pierwsza Republika Shinobi, do której należało pięć Wielkich Nacji, kraj Żelaza będący siedzibą samurajów ,oraz  kraj Deszczu w którym również znajdowała się siedziba rządu Republiki.
Co ciekawe budynkiem rządu była dawna siedziba Akatsuki.
Zdecydowano się na taką lokalizację by z jednej strony stolica była w centrum całej Republiki, a z drugiej by podkreślić triumf nad złem do jakiego doprowadziła ta organizacja, oraz z szacunku do przodków wszystkich krajów, którzy gineli na tych ziemiach w poprzednich wojnach.
W samym budynku znajdowała się wielka sala obrad w której zamieszczono pokaźnych rozmiarów okrągły stół. To właśnie przy nim radni uchwalali nowe prawo.

Do obradujących zaliczali się panowie feudalni, ich doradcy, Kage i również ich doradcy, jinchuriki, oraz ogoniaste bestie. Kakashi wiedział jednak, że szybko się to zmieni gdyż podstawowe prawa już zostały uchwalone, więc w radzie zostaną nie długo tylko przedstawiciele danego kraju i wioski, a Kage, panowie feudalni, czy jinchuriki będą wzywani w  poważnych sprawach.
Co do samych ogoniastych bestii... nadal szukano nowych jinchuriki, a szkoleniem dla tych znalezionych zajeli się Killer Bee i ośmioogoniasty.

Kakashi zaczął powoli rozmasowywać obolały kark, jednocześnie zmieniając pozycję w fotelu. Jego myśli skierowały się teraz w stronę Wioski Liścia która jak inne woski poniosła wielkie straty podczas wojny.
Zginęła wielka trójka: Inoichi, Shikaku i Choza, jedyny użytkownik stylu drewna i jego przyjaciel Yamato,  geniusz młodego pokolenia Neji Hyuga, a także setki jouninów, chouninów i genninów. Zabitych i niezdolnych do służby było tak wielu, że siły wioski zmalały do 1/6. Mimo to mieszkańcy dzielnie stawili czoła przyszłości, a wioska choć mozolnie, to stawała na równe nogi.

Dodatkową motywacją dla mieszkańców było to że to Wioska Liścia najbardziej przyczyniła się do wygrania wojny, czego uosobieniem była trójka shinobi, których w nagrodę mianowano legendarnymi sanninami. Nie mówiąc już o nagrodach pieniężnych. Tutaj Kakashi musiał przyznać, że panowie feudalni wreszcie się do czegoś przydali, dając pokaźną sumę pieniędzy dla poszkodowanych z każdej wioski.
Chociaż tyle zrobili dranie.

Hokage westchnął, odpędzając tym samym wspomnienia i powoli wstał z krzesła. Czas na chociaż  dwugodzinną drzemkę...


Nagle przed drzwiami pojawiły się kłęby dymu niosąc ze sobą odgłos cichego wybuchu.

Po chwili z owych kłębów wyłonił się żabi mędrzec Fukasaku równocześnie powodując duże zdziwienie dowódcy wioski. Jednak ten szybko się opamiętał kłaniając się mędrcowi.

- Witaj Kakashi. Przeszedłem po Naruto.  




//----------------------------------

Wiem wiem. Same nudy no ale pasuje miej więcej przedstawić sytuacje na świecie prawda?

To mój pierwszy blog w sensie fanfick więc na pewno jak to większość robi, nie proszę o wyrozumiałość czy coś takiego. Krytyka, krytyka i jeszcze raz krytyka. oczywiście uzasadniona.
;)