poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział II

Jak co rano, wstało Słońce.
Jak co rano, zapiały koguty zwiastując przyjście nowego dnia.
Jak również co rano, ludzie pospiesznie wstawali, by zdąrzyć do pracy czy szkoły.

Jak co rano.

Uchicha budził się z kaca.


Przez koguty. Cholerne koguty.


„Zabiję tą Karin.”

Po raz n-ty żałował że zgodził się na mieszkanie niedaleko  posiadłości Uzumakich. Choć to w sumie nieprawda. To oni wybudowali się zaraz koło pozostałości z dawnego osiedla Uchicha. Cholerny Naruto i cholerne skrzeczące pierzaste potwory...




Nagle dobiegł do jego uszu głos, który normalnie interpretował jako całkiem miły. No ale. Teraz nawet szelest ocierającej skóry o poduszkę był bolesny.
Masakra.
Powoli otworzył do połowy jedną powiekę. Potem (jeszcze wolniej) oparł się na łokciach. Znów otworzył powiekę, tym razem drugą, bo pierwsza nie wiedzieć czemu samoistnie się zamknęła.
I tak o to do połowy otwartym oku ukazała się najpiękniejsza rzecz jaką teraz mógł sobie wyobrazić. A właściwie dwie najpiękniejsze rzeczy.
Tabletka na kaca i woda.

Tylko kto do cholery trzymał w rękach te błyski ludzkiego geniuszu?
Popatrzył w górę.
No tak.
Któż by inny?
Już miał walczyć o skarby w jej dłoni, gdy niepostrzeżenie podała mu je. Tak po prostu.
Na jego twarzy wyrysowało się wielkie zdziwienie. Swoją drogą zawsze się dziwił. Dlaczego ona tu jest... dlaczego daje mu owe skarby zamiast o nie walczyć...  
Rozumiał dopiero po jakiś 15 minutach od zażycia. Tyle że zawsze zapominał,  gdy cała sytuacja się powtarzała.

Bez dalszego namyślania się łyknął szybko tabletkę i popił życiodajną substancją. Po tej czynności nagle wzięła mu szklankę z ręki doprowadzając go do poziomu wysokiej frustracji. Nawet się nie spytała!

- Idź weź prysznic- powiedziała miękkim, acz stanowczym głosem Sakura ,jakby w ogóle nie odczuwając spojrzenia pełnego wyrzutu skierowanego w jej stronę.

Oooo tak. Prysznic zbawienny... jak by chciał już pod nim być...  Ale tam trzeba dojść. A to stanowczo za duży wysiłek.
-Nigdzie nie idę – odparł ochrypłym głosem zakrywając się poduszkami. Wiedział że długo tymi poduszkami się nie wybroni.

- Albo natychmiast idziesz do łazienki, albo uleczymy cię kuracją wstrząseniową – odparła różowo-włosa poprawiając przy tym rękawiczki.
Tak bardzo nie chciał usłyszeć satysfakcji w jej głosie...

Cholerna jędza. Tylko czemu za pół godziny będzie jej bardzo wdzięczny?


Szczerze to Sakura była jedyną osobą dla niego życzliwą. Nie wliczając Naruto. Ale Naruto to Naruto.
Można jeszcze zaliczyć Shikamaru.  Niee on to raczej jakiś super życzliwy nie był, ale go rozumiał. Zresztą spotykali się tylko w barze, więc można powiedzieć że to kumpel od browara.

Wracając do Sakury, to był od niej uzależniony. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Choć zdał sobie z tego sprawę bardzo niedawno i jeszcze bardziej niechętnie.


Od czasu zakończenia wojny, Sasuke tak naprawdę rzadko widziano w wiosce. Szczególnie gdy Uzumaki zniknął. Gdy chciałby podliczyć ile czasu przez te półtora roku przebywał w granicach Konohy ,było by to jakieś dwa do trzech miesięcy. Stawało się tak gdyż dosyć często po zakończonej misji nie wracał do wioski ,tylko wysyłał przyzwanego orła by dostarczył raport do Liścia i powrócił z nagrodą oraz następnym zleceniem. Ów zlecenia natomiast, zawsze wybierał najtrudniejsze i najbardziej czasochłonne.
Kiedy jednak postanawiał wracać, pojawiał się najczęściej na dwa – trzy dni, podczas których kierował swe kroki do szpitala (bynajmniej nie po to by go uleczono, a raczej by wyciągnąć stamtąd różowowłosą przyjaciółkę na sake). Nikt jednak nie uważał że Sakura i Sasuke są razem. Podczas ich spotkań głównie opowiadał swoje przygody i zalewał się w trupa. A ona go odprowadzała. Sam twierdził że dawno przeszło jej to całe zakochanie i przestała go traktować poważnie. Twierdził tak bo nadal mógł mieć praktycznie każdą co było bardzo uciążliwe. Sakura jednak w ogóle nie reagowała tak jak kiedyś.
Oprócz spotkań z przyjaciółką chodził do knajpy... ( Czytelnik wie jak się kończyła taka podróż)


Siedział teraz świeżo wykąpany przy kuchennym stole i razem z nią pałaszował bardzo smaczny posiłek, zrobiony przez mamę Sakury.

-Podziękuj za te kanapki. Są świetne. - Powiedział z pełną buzią Sasuke.

-Jak zawsze! - odparła z uśmiechem Sakura.

-No.... to powiedz mi w końcu. Jak to się stało, że obudziłem się w swoim domu, w ciepłym łóżku?

-Tak jak by dumny przedstawiciel swojego klanu nie znał odpowiedzi. - powiedziała złośliwie sanninka.

Sasuke uśmiechnął się pod nosem. No tak. Haruno i to jej droczenie się.
- Dzięki Sakura.- rzekł w końcu nie mając ochoty na żadną grę słowną - Swoją drogą... Shikamaru też odnosiłaś do domu?

-Hahaha nie nie... Ten akurat jakimś cudem sam wstał i tam poszedł!

-Nie odprowadziłaś go?!

- No przecież mówię.

-Kobieto... on teraz leży gdzieś w rowie...  mogę iść o zakład że nie doszedł do łóżka.

-A myślisz że chciał tam dojść? Pewnie znalazł sobie jakąś przytulną ławkę. To przecież
Shi ka ma ru. Jest zbyt inteligentny by pokazać się w takim stanie matce.

-Co racja to racja... - Uchicha aż wzdrygnął się na myśl o tej rygorystycznej kobiecie.

Pamiętał jak raz Nara zaprosił go na partyjkę w shougi. Gra była przednia i całkiem długa choć i tak ją w końcu przegrał. Ważniejsze było jednak to, że ową partyjkę rozegrali w towarzystwie całkiem dobrze zmrożonej butelki sake. Wszystko niby by było dobrze, gdyby posiadacz sharingana po rozegranej grze nie wyjął zza pazuchy następnej butelki. Wysoko procentowej - trzeba zaznaczyć.
Zagraniczny towar. Wódka? Tak to się chyba nazywało. Prezent od klienta z ostatniej misji...

- Dzięki stary ale nie powinienem... - powiedział Shikamaru z niechęcią.

- Aaaaa pitolisz.... Daj spoookój... To tylko jedna butelka...Na dwóch rozumisz... Jakaś słaba... zagraniczna..

Uchicha przeklinał siebie za to że nie docenił trunku i z zaciekłością namawiał wtedy gospodarza. Zresztą Nara nigdy by się nie zgodził gdyby nie to, że był już podpity... i oczywiście gdyby nie był to dzień zakończenia negocjacji i wyjazdu ambasadorów z Suny.
Koniec końców. Gdy pani Nara wróciła do domu i zobaczyła ich całkowicie schlanych i leżących koło stołu, wpadła w istny szał. Sasuke pamiętał jak wręcz wykopała go z posiadłości wyzywając od zdemoralizowanych pijaków. Tyle że Shikamaru miał duuużo gorzej...

- Przez parę dni się nie pojawię – powiedziała Sakura wyrywając Uchichę z rozmyślań

-Misja? -spytał z niechęcią Sasuke

-Tak. I chyba to gruba sprawa. W końcu idzie ze mną Hinata i TenTen.

-Oooo to rzeczywiście naprawdę gruba sprawa. Jedna sanninka i dwie jounninki okryte sławą... no no...  Kakashi musi być zdesperowany.

-Tak. Nawet bardzo.- Haruno westchnęła ze zrezygnowaniem - Powiem jedno. Dość paskudna to misja. Bo to śledztwo. W dodatku cholernie duże śledztwo.

-Czyli potrzebna znawczyni medycyny, mistrzyni broni i najlepsza tropicielka...

-..właśnie. - dokończyła różowo-włosa. - Chętnie opowiem Ci o wszystkim jak wrócę -dodała.

-Ile cię nie będzie?

-Parę dni... najwyżej tydzień. Wątpię jednak byśmy coś znaleźli. Wyruszamy za... -tutaj Sakura zerknęła na zegar ścienny – dwadzieścia minut. Aaaa i bym zapomniała. Podobno Naruto był widziany gdzieś w Kraju Wiatru, więc niedługo powinien tu być prawda?

- O ile wraca.

-Oj nie bądź takim pesymistą! - krzyknęła niby to rozdrażniona Sakura. - No nic. Ja muszę się zbierać, bo się spóźnię. Trzymaj się jakoś i nie pij tak dużo to jak wrócę, to postawię ci sake. -dodała z uśmiechem, po czy wstała, pocałowała Sasukę w policzek i wyszła z posiadłości. 




*

Pierwszy błysk rozdarł niebo lekko go oślepiając, a wielkie krople wraz z porywistym wiatrem na dobre rozpoczęły swój szaleńczy atak na jego płaszcz.


Zaklnął pod nosem po czym przestał biec. Myślał że zdąży przed nadejściem burzy, ale w swych kalkulacjach przeliczył się o cały kilometr od celu. Tak naprawdę nie był w nich dobry. Powodem jego złego humoru było raczej to, że przez ową pomyłkę przegrał zakład ze swym niewidzialnym towarzyszem podróży.
„Ale staruch będzie miał satysfakcję”


Po pięciu minutach lekkiego biegu, w końcu dotarł do knajpy znajdującej się w małej ponurej i brudnej wiosce.
Przynajmniej taką mu się zdawała przy szalejących piorunach i huraganie.
Szybko otworzył drzwi i wszedł do środka. Nagle jego małżowiny zaatakowała fala donośnych dźwięków.
Odruchowo zasłonił wrażliwe uszy i przebiegł wzrokiem pomieszczenie.
Knajpa tętniła życiem.
W pomieszczeniu zebrało się dobre sześćdziesiąt osób i panował spory ścisk.
Krzywiąc się pod naporem fali dźwięków, przybysz powoli przecisnął się przez tłum, aż do szynkwasu. Chciał porozmawiać ze stojącą za nim kobietą, była jednak tak zajęta, że minęło pięć minut nim spojrzała na niego.
                    W czym mogę służyć? - do jej spoconej twarzy lepiły się kosmyki włosów.
                    Macie może do wynajęcia pokój albo jakiś kąt, w którym mógłbym spędzić noc?
                    Nie wiem. To z panią domu o tym. Niedługo zejdzie. - odparła barmanka i machnęła ręką w stronę schodów.
                    W takim razie poproszę sake.
                    Już podaję.

Przybysz kiwnął głową dziękując za postawioną przed nim butelkę i oparł się o szynkwas przyglądając się ludziom w sali. Stanowili dziwną zbieraninę. Około połowy uznał za wieśniaków, którzy przyszli napić się po ciężkim dniu. Resztę stanowiły pełne rodziny, które przyszły przeczekać burzę zjadając ciepły posiłek i słuchając podróżnych bardów. Ostatnią i najmniejszą grupę klientów gospody stanowili strażnicy wioski w tym dwóch czy trzech shinobi.
I właśnie ta część zachowywała się najgłośniej ze wszystkich, śmiali się, krzyczeli, pijąc na umór piwo wraz z wieśniakami i obmacując każdą dziewkę dość nierozsądną, by się do nich zbliżyć.

Przez krótką chwilę tłum rozstąpił się lekko i przybysz ujrzał po drugiej stronie knajpy zakapturzoną postać wprost skierowaną do niego. Spod kaptura dojrzał jeszcze uśmiech gdy tłum znów zasłonił widok.
Już odwrócił się z zamiarem zignorowania tajemniczej osoby gdy zauważył że na miejscu butelki z zamówionym alkoholem znajduje się namoknięty piasek. Znów spojrzał w kierunku zakapturzonej postaci i zdąrzył pochwycić wzrokiem płaszcz znikający za framugą drzwi prowadzących do jednego z licznych pokoi.

Westchnął wiedząc że powinien tam iść, inaczej nieznajomy nie da mu spokoju. Wiedział że jeśli to pułapka – to bardzo głupia zważywszy, że potencjalni zamachowcy muszą wiedzieć kogo ścigają a więc znają choć część umiejętności ofiary.  Po za tym było to miejsce publiczne, a więc najgorsza z możliwych miejsc. Dużo lepiej byłoby go zaskoczyć na trasie gdzie znużony nie przykładał uwagi do otoczenia niż tutaj alarmując go jeszcze by nabrał podejrzliwości. Mimo to gdy przedzierał się przez tłum zebrał w sobie czakrę  uważając jednak, by obecni w pomieszczeniu ninja nie wyczuli zbieranej energii, choć nie wyglądali na wysokich rangą i wątpił czy w tym stanie mogliby cokolwiek wyczuć.  

W końcu dotarł do pokoju i ze wstrzymanym oddechem lekko pchnął drzwi.
W pomieszczeniu panował półmrok, gdyż jedynym źródłem światła było to dobiegające z holu. Podłoga była pokryta starym i trochę spróchniałym drewnem. Wyposażenie pokoju było ubogie. Po lewej stronie stało łóżko a po prawej stolik z dwoma krzesłami. Jedno z krzeseł zajął owy zakapturzony nieznajomy, który widząc  gościa powoli zdjął kaptur odsłaniając krótkie ciemno-czerwone włosy oraz młodą jakby chłopięcą ale poważną twarz i zapalając lampkę umiejscowioną na stoliku.
Przybysz zamknął za sobą drzwi.

- Witaj Naruto – rzekł spokojnym głosem Kazekage.


*


Słońce chyliło się ku zachodowi. Stojący przed nimi shinobi ukłonił się nisko. Miał około trzydzieści- czterdzieści lat. Na jego twarzy widać było niemałe zmęczenie. Oczy na wpół przymknięte, niechlujny zarost i głębokie cienie pod powiekami były w promieniach słońca wpadającego do pomieszczenia bardzo dobrze widoczne. Sakura przekonała się jednak że nie odbiło się to na jego dyscyplinie. Zaraz po przybyciu trzech sanninek do miasta portowego Suikazan -bo tak przedstawił się owy shinobi - pojawił się oznajmując że oczekiwał na ich przybycie, a także przekazując by od razu skierowali się do koszar. Jak się okazało był to dowódca stacjonującego tu oddziału i już podczas podróży wyjaśniał jak bardzo sytuacja jest złożona. Po przybyciu do posterunku uprzejmie spytał czy ma poczekać ze szczegółowym raportem do czasu aż kobiety odpoczną po podróży. Gdy spotkał się z odmową od razu przekazał bardzo dokładną analizę sytuacji.

-Jak już mówiłem, od około dwóch tygodni zaczeli znikać cywile. Dokładnie pięciu. Na początku zakładaliśmy że może chodzić o okup czy też może Ci ludzie narazili się na mafię która tutaj grasuje...

-grasuje? - przerwała gniewnie Sakura

-Źle to ująłem... - mężczyzna chrząknął. Nawet jeśli uraziło go pouczenie przez bądź co bądź - nastolatkę, to nie dał tego po sobie poznać. - Mafia o której mówię nazywa się Świecący Liść.

- Słyszałam o niej – mruknęła Tenten.
- Nic dziwnego. - rzekł zerkając na nią. - Przed wojną mafia ta była cierniem u poku kraju Ognia. Przynajmniej jedna piąta tego miasta i parę wysoko postawionych urzędników należało do niej. Jednak teraz stali się niczym więcej jak małą grupką bandziorów. Ich działalność ogranicza się do biurokracji małych firm. Nic więcej.
- Jak to możliwe? - spytała różowowłosa. - Rozumiem że po wojnie ludzie poczuli jej skutki i to ich na pewno zjednoczyło. Ale żeby największy gang w mieście nagle przestał istnieć?
- Masz rację. - przytaknął Suikazan. - Mieliśmy po prostu szczęście. Widać Świecący Liść zadarł z niewłaściwą osobą... W każdym razie oko rok temu pewnego ranka dostaliśmy telefon z cynkiem o lokalizacji ich głównej kwatery. Nie mieliśmy zbytnio wielkich nadziei. W końcu mógł być to tylko podstęp by zająć czymś tutejszą straż i jednocześnie wykonać jakiś skok. Dlatego też wysłałem dziesięciu ludzi. - dowódca przerwał ciężko kaszląc. Zrobił parę głębokich oddechów i mówił dalej- Zastali tam około dwudziestu  spętanych, sparaliżowanych bądź nieprzytomnych ludzi. Większość z nich znaliśmy. - mężczyzna lekko się uśmiechnął. - Tamtego dnia wkopaliśmy wiele grubych szych... Ale to nie koniec. Znaleźliśmy też dokumenty wsadziliśmy wielu urzędników, zablokowaliśmy dostawy broni i pieniędzy.
- Wiecie kto mógł wam pomóc?
- Złapani członkowie mafii opowiadali bardzo dziwne i nieprawdopodobne rzeczy. Większość z nich mówiła o dymie i żółtych błyskach.
- Naruto... - szepnęła sanninka.
- Możliwe. - znów przytaknął mężczyzna. - By nie wywoływać bezsensownych plotek, ta informacja została utajniona. Jesteście pierwsze którym Hokage pozwolił na ujawnienie.
- W każdym razie teraz ten cały Świecący Liść się mści. - oznajmiła Sakura szybko otrząsając się z rozmyślań.
- Wątpię czy za tamto. - odparł Suikazan. -  W końcu my tylko wtedy posprzątaliśmy kogoś dobrą robotę. Mogą się mścić raczej za naszą akcję która miała miejsce trzy miesiące temu. Udało nam się wtedy zlokalizować ich drugą bazę. Byli zaskakująco dobrze uzbrojeni. Mimo to akcja się udała. Żadnych rannych. - mężczyzna westchnął – Wytropiliśmy prawie wszystkich. Ci co zdołali uciec to opuścili miasto. Przez te całe trzy miesiące było o nich cicho.
- Aż do teraz- powiedziała Tenten.
- W sumie do niedawna nic na to nie wskazywało – odparł Suikazan. - Widzicie, to z czym mamy teraz do czynienia to morderstwa najgorszego kalibru. Lśniący Liść nigdy tak nie działał. Wspomnieni prze ze mnie na początku porwani cywile... Wszyscy zabici w ten sam sposób.  Ledwo ich zidentyfikowaliśmy. Wszędzie tak samo. Górna część ciała rozszarpana tak jakby do ust wkładali im wybuchową notkę. To co z nich zostaje – czyli najczęściej od pępka w dół – jest pokryte milionem małych fioletowych żyłek... Wszystkie trucizny które powodują podobny efekt wywołują całkowicie inne zniszczenia wewnętrzne. Zemsta i to tak nie pasująca do tej mafii... to marne podejrzenia. Wiem o tym. Mimo że jeden z nieboszczyków to właściciel małej firmy który płacił haracz Świecącemu Liściowi... Jednak inni... to zwykli obywatele nic nikomu nie winni... Dlatego pomysł z mafią wydawał nam się mało prawdopodobny.
-Wydawał? - spytała Hinata która do tej pory tylko słuchała zgromadzonych.
- Tak... Jak wiecie pięć dni temu znaleziono trójkę naszych. Dwoje z nich spotkał taki sam los jak cywili... natomiast trzeci był w cieżkim stanie. Od razu odesłaliśmy go do Konohy a co się zanim działo tam to już wiecie.
- A gdzie tu wina Świecącego Liścia? – kontynuowała pytania Hinata
- w kieszeniach spodni wszystkich trzech znaleźliśmy kartki z symbolem tej mafii.
Dziewczyny zerknęły na siebie.
- Wiem że dowiedziałyście się czegoś od tego trzeciego zanim zginął na sali operacyjnej... Dlatego błagam was. To byli moi najlepsi ludzie. Wszystkich bardzo dobrze znałem. Dopuśćcie mnie do tych informacji. Pomogę jak tylko będe mógł. Dranie muszą zapłacić...
- Dziękujemy za szczegółowy raport Suikazanie – przerwała mu łagodnie Sakura. - Widać że ciężko pracowałeś więc odpocznij jak tylko zdołasz. Zastanowimy się nad twoją propozycją i jutro dostaniesz odpowiedź.

-Dziękuje sanninko – odparł ochryple, po czym ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia.

Sakura wiedziała że w całej sprawie to nie skuteczność miejscowego dowódcy zawiodła i że nie będzie miała problemu by w każdej chwili dostać tu profesjonalne wsparcie.
To jednak nie uspokoiło sanninki.
„A więc to ciebie chcą tu zwabić Naruto...”
Przypomniała sobie co obłąkany pacjent powiedział zaraz przed śmiercią po czym zadrżała.
„W co ty się wplątałeś Naruto?” Westchnęła głośno.  No cóż. Raczej nie uda jej się załatwić całej sprawy w parę dni jak zamierzała na początku. Popatrzyła na przyjaciółki. Zobaczyła w ich oczach to samo zmęczenie i niechęć jakie sama odczuwała. Wiedziała jednak że każda da z siebie maksimum chęci i możliwości jeśli zajdzie taka potrzeba. Uśmiechnęła się do nich blado i powiedziała, że intensywne śledztwo zacznie się jutro, po czym szybko wzieła ręcznik i wbiegła do łazienki nim dziewczyny zdąrzyły zaprotestować przeciwko tak nieczystemu zagraniu.


*


Gaaara! Hahaha! Witaj! - wykrzyknął zdziwiony ale też i szczęśliwy Naruto.
-Naruto. -powiedział uśmiechnięty Gaara po czym wstał i uściskał przyjaciela.- trochę minęło.
-Aaaa masz rację, maaasz rację... - przytaknął blondyn jednocześnie przyjmując od Kazekage szklankę z trunkiem. - ile to już? Półtora roku?

- Od czasu jak zniknąłeś, owszem. Ale jak się widzieliśmy ostatnio to prawie dwa lata...
- Rzeczywiście... rzeczywiście... - ponownie przytaknął Uzumaki po czym wypił zawartość szklanki. - A po co te podchody ze skradaniem? - zaśmiał się -W sumie nie znam ostatnich nowości ale chyba na mnie nie polują co?
- Niee raczej nie... może parę gangów. - Czerwonowłosy chłopak znów usłyszał gromki śmiech przyjaciela. - Ale jesteśmy na moich ziemiach dla twojego przypomnienia. A czy ludzie w zwykłej knajpie przeszliby obojętnie koło swojego dowódcy?
- Niby racja.
- A poza tym nikt nie wie że tu jestem.
- Nikt? Nie ma tu twojego rodzeństwa?
-Nie. Ale są całkiem niedaleko. Pewnie przekraczają teraz granicę z krajem Ognia. - Gaara widząc pytający wzrok przyjaciela odpowiedział zanim padło pytanie. - raport dla Hokage.
- Jakiś ważny skoro oni go dostarczają.
- Nawet bardzo.
- A ty? W końcu skoro postanowiłeś mnie odnaleźć, to masz poważny powód.
-Nie mylisz się. - Gaara spoważniał. - Naruto... Gdzie się powiedziałeś przez tyle czasu?
-Trenowałem...
-Obaj wiemy że nie tylko. Powiesz mi?
Widzą z jaką powagą przyjaciel zadaje to pytanie Naruto westchnął....
-To nie takie proste. Nie mogę ci powiedzieć... Nie teraz. Naprawdę bardzo bym chciał ale nie mogę.
- Ufam ci Naruto... - powiedział głośniej niż wcześniej Gaara. - Ufam jak nikomu innemu. I tym razem ci zaufam. Choć może zmienisz zdanie gdy dowiesz się paru rzeczy, bo mam przeczucie że jesteś wmieszany w mój problem.
- jaki problem? - Spytał z niepokojem blondyn.
Teraz to Gaara westchnął.
- Co wiesz o Wrotach Baldura?

2 komentarze:

  1. Fajneeeeeee ~
    Czekam na więcej, zaciekawiło mnie to :D Dobrze prowadzona akcja a przy okazji przeplatająca się, ale uważaj bo można się pogubić przez takie zagrania :P

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki ze dodałes notke szkoda ze tak długo na nią trzeba bylo czkac . Mam nadzieje że kolejn bedzie troche szybciej. pozdrawia twój fan

    OdpowiedzUsuń